Kwintesencja

Gospodarka bez mitów, ekonomia od podstaw

By

Zaczynamy kłamać, czy zaczynamy mówić prawdę?

To się nie trzyma żadnej logiki! Zatrudnienie szybko rośnie, roboczogodziny przeciętne przepracowane również, a produkcja przemysłowa i budowlana spowalniają. Płace szybko rosną, dochody ludności są dodatkowo zwiększane programem 500+, a deflacja wydaje się pogłębiać, zamiast przechodzić w inflację. Ktoś więc zaczyna kłamać albo ktoś zaczyna mówić prawdę.

Może to jest tak, że wcale nie ma więcej pracy, a tylko część dotychczas pracujących wychodzi z szarej strefy, ujawnia się? Może wcale nie zarabiamy więcej, tylko część naszych zarobków płacona jest teraz na stole, a nie pod stołem? A może kwietniowa produkcja przemysłowa wcale nie spowolniła, tylko firmy zmieniły coś w swojej praktyce zaliczania efektów do poprzedniego i bieżącego kwartałów? A może statystyka państwowa przestała w jednolity i prawidłowy sposób rejestrować zmiany na rynku pracy i zmiany produktu krajowego?

Same pytania.

By

Jeśli inwestycje idą w koszty, to po co komu zyski?

Jest więcej tego rodzaju dziwnych pytań, bo w gospodarce dzieje się coś, czego nie potrafimy dokładnie zaobserwować. Na przykład skąd się bierze wzrost gospodarczy w krajach takich jak Polska, w których od kilku lat obserwujemy zastój w inwestycjach rzeczowych? Całkowity zastój! Albo w krajach, w których zamiast technologii zaawansowanych wprowadza się technologie upraszczane, a wysokiej jakości tzw. zasoby ludzkie lądują na bruku, bo do prostych technologii nie są już potrzebne? Inaczej mówiąc, czynniki wzrostu opisywane przez klasyczną ekonomię albo pracują „na odwrót” albo w ogóle nie maja znaczenia!

W tym samym czasie zyski korporacji w tzw. krajach rozwiniętych rosną, a w USA rosną jak nigdy dotąd. Nie przekładają się na inwestycje rzeczowe, podobnie jak w Polsce. Coraz częściej mówi się, że mamy do czynienia ze „stuletnią stagnacją” (secular stagnation).

Wczoraj wieczorem rozmawiałem o tym z Iwoną D. Bartczak, która prowadzi kilka klubów menedżerów i biznesmenów. Powiedziała, że firmy mają jednak plany wzrostu i rozwoju, ale starają się finansować je z własnych źródeł, a nie z kredytów. Powiedziała też coś o wiele bardziej ważnego – że to już nie są inwestycje w konwencjonalnym sensie, że jest to raczej zakup usług. Rozwiązania dla logistyki, operacji marketingowych czy e-handlu są kupowane jako usługi.

Omawiane zjawisko częściowo wyjaśnia skąd bierze się rozwój firm mimo obserwowanego (pozornego?) redukowania klasycznych czynników wzrostu. Firmy nie muszą już hodować ich samodzielnie, skoro mogą zakupić z zewnątrz!

Od strony ekonomicznej jest to finansowanie rozwoju biznesu z kosztów, a nie z zysku. Rodzi się więc pytanie – po co firmom zysk? Pytanie w pełni zasadne, jeśli wziąć pod uwagę ów stagnacyjny nawis miliardów na kontach firm, który nie znajduje ujścia w postaci inwestycji rzeczowych.

By

Bieda napędzana eksportem

Większość krajów rozwiniętych unika poprawy swojego bilansu handlowego, chociaż propaganda wzrostu PKB głosi czasem coś innego. Powody są poważne.

Gdy gospodarka rośnie, to rośnie także eksport i import. Przykładowo w 2006 roku polski PKB wrósł o ok. 6% rocznie, eksport o ok. 14%, a import o ok. 17% rocznie.

Wzrost eksportu, importu i PKB Polski

Rys. 1. Wzrost eksportu, importu i PKB Polski.
Opracowanie własne Autora na podstawie danych Banku Światowego.

Nawiasem mówiąc WTO (Światowa Organizacja Handlu) kiedyś stwierdziła dość oczywistą zależność – jeśli produkcja rośnie, to handel rośnie szybciej, a jeśli produkcja spada, to handel spada szybciej. Do tego momentu wszystko wygląda zgodnie z intuicją.

Korzystny deficyt handlowy

Spójrzmy teraz jak zmienia się deficyt handlowy i PKB. Przeważnie gdy deficyt spowalnia albo maleje to spowalnia również wzrost PKB, a gdy deficyt przyśpiesza albo rośnie, to przyśpiesza również wzrost PKB. Innymi słowy poprawa bilansu handlowego jest niekorzystna dla wzrostu PKB, a pogorszenie bilansu handlowego jest korzystne dla wzrostu PKB!

Zmiany bilansu handlowego i PKB Polski

Rys. 2. Zmiany bilansu handlowego i PKB Polski.
Opracowanie własne Autora na podstawie danych Banku Światowego.

Powyższa zależność tłumaczy częściowo dlaczego rządy wielu krajów rozwiniętych prowadzą politykę sprzyjającą utrzymywaniu deficytu handlowego, chociaż ekonomiści rysują różne scenariusze dla wyjaśnienia tego fenomenu. Według jednego ze scenariuszy to świetna koniunktura przyciąga kapitał zagraniczny, który kredytuje zakupy rządowe i prywatne instytucje finansowe, które z kolei kredytują zakupy firm i konsumentów. Wraz z ogólnym ożywieniem gospodarczym rosną także zakupy z importu.

Bilans handlowy, PKB i inwestycje zagraniczne w Polsce

Rys. 3. Bilans handlowy, PKB i inwestycje zagraniczne w Polsce.
Opracowanie własne Autora na podstawie danych Banku Światowego.

Na Rys. 3. sprawdzamy trafność powyższego scenariusza. Rzeczywiście inwestycje zagraniczne zaczynają reagować niemal proporcjonalnie na zmiany koniunktury gospodarczej, ale dopiero wraz z początkiem recesji w krajach rozwiniętych (2001). W okresie po kryzysie azjatyckim (1997) wydają się raczej zwiastować te zmiany, niż reagować na nie. Podobne dwukierunkowe następstwo zmian można stwierdzić w niektórych innych krach rozwiniętych, więc trudno jest jednoznacznie powiedzieć, co jest pierwsze – czy koniunktura gospodarcza, czy inwestycje zagraniczne. Niemniej jednak trafność powyższego scenariusza dla określonych warunków geoekonomicznych jest zdumiewająca!

Nacechowanie PKB

W pierwszych latach transformacji systemowej nie potrafiłem pogodzić się z tym, że zrezygnowano z dochodu narodowego jako miary wyniku ogólnego gospodarki i zastąpiono go produktem krajowym brutto – PKB. Postrzegałem tę zmianę jako przejście z rachunku pożytków dla obywateli na rachunek pożytku dla inwestorów. Potem zauważyłem zachwyty zachodnich komentatorów nad rosnącą siłą naszej waluty oraz prognozy oczekiwanego zwrotu z kapitału tym bardziej entuzjastyczne im lepsze były prognozy wzrostu PKB. Jakoś nie potrafiłem podzielać tego entuzjazmu, mimo że kipiały od niego komentarze naszych polityków i mediów.

Po upływie kolejnych kilku lat, analizując wzrost wielu gospodarek świata zauważyłem, że PKB lepiej koreluje z importem, niż z eksportem. Łatwo to sobie wytłumaczyłem – wszak na imporcie też się zarabia, w dodatku na ogół szybciej, niż na eksporcie. Nie tylko eksport daje wkład do wyniku gospodarki, import także! Dane przedstawione powyżej to potwierdzają. Tymczasem w definicji PKB mamy bilans handlowy, czyli import odejmujemy, a nie dodajemy. Dlaczego? jedyne wytłumaczenie, jakie mi się nasuwa jest spójne z wątpliwościami sprzed lat – bilans handlowy jest podobnie nacechowany entuzjazmem spodziewanych korzyści dla inwestorów. Logicznym następstwem tego jest oficjalna propaganda wzrostu eksportu netto jako składowej wzrostu gospodarki.

Nieporozumienia w sprawie konkurencyjności

Do dzisiaj pokutuje pogląd, że deficyt handlowy świadczy o niskiej konkurencyjności gospodarki. A przecież to nie ma nic do rzeczy – deficyt oznacza, że gospodarka kupiła za więcej, niż sprzedała.

Kiedyś było jeszcze gorzej. Przekonanie o przegrywaniu konkurencji międzynarodowej skłaniało polityków i komentatorów do propozycji mnożenia barier celnych i kwot ilościowych w imporcie albo do subsydiowania eksportu. Bo przecież eksport daje pracę, a import ją odbiera. Sam do niedawna dawałem się złapać na tę populistyczną, lecz częściowo fałszywą argumentację. Pozostałości tego rodzaju polityk trwają do dzisiaj i są często zarzewiem konfliktów, zwłaszcza pomiędzy krajami rozwiniętymi a biednymi krajami rozwijającymi się.

Dzisiaj często mówi się o konkurencyjności danej gospodarki mając na myśli jej zdolność do dostarczania tanich wyrobów i usług. Z tego punktu widzenia gospodarka Bangladeszu byłaby bardziej konkurencyjna, niż gospodarka USA. Oczywisty nonsens takiego wniosku świadczy o błędności omawianej koncepcji konkurencyjności międzynarodowej.

Kosztowny wzrost eksportu netto

Produkcja eksportowa jest jednym z tych przypadków, w których pracownicy otrzymują zapłatę za swoją pracę, ale produkt tej pracy nie trafia na krajowy rynek. Jednak nie musi to prowadzić do nadmiaru pieniędzy na konsumpcję, tzn. pieniędzy nie pokrytych towarami, ponieważ w rosnącej gospodarce ceny produktów są ogółem wyższe o marżę brutto od kosztów produkcji bądź zakupu. Można w uproszczeniu powiedzieć, że zapłata za produkcję eksportową jest ściągana na rynku konsumpcyjnym zasilając część marży brutto ze sprzedanych produktów. Inaczej mówiąc część nadwyżek ze sprzedaży krajowej produktów kompensuje zapłatę za produkcję produktów niekrajowych (eksportowych).

Jeśli eksport rośnie szybko, to na rynek konsumpcyjny trafia coraz więcej pieniądza niepokrytego wzrostem ilości krajowych produktów. Tę nadwyżkę gospodarka może redukować rozmaitymi sposobami, na przykład:

  • zwiększać dostawy z importu,
  • poprawiać produktywność, co umożliwia spowolnienie wzrostu zatrudnienia przy utrzymaniu trendu wzrostu płac,
  • kompensować wzrost eksportu poprzez wzrost zysku przedsiębiorstw z podwyżek cen, co oznacza wygaszanie części nadwyżki przez inflację,
  • obniżać płace realne.

Zauważmy, że z wyjątkiem pierwszego sposobu wszystkie pozostałe mogą pociągać za sobą bolesne koszty społeczne. Trzeba także dodać, że redukowanie nadwyżek dochodów z pracy napływających na rynek konsumpcyjny jest konieczne dla zachowania stabilności gospodarki i dokonuje się zarówno dzięki automatycznym mechanizmom rynkowym, jak i dzięki polityce instytucjonalnej tam, gdzie rynek nie jest skuteczny.

W Europie Niemcy stanowią przypadek państwa, które jakiś czas temu przyjęło politykę napędzania wzrostu gospodarczego wzrostem eksportu netto i jednocześnie politykę pełnego zatrudnienia. Ta pierwsza polityka ogranicza możliwości uzupełniania zaopatrzenia rynku dostawami z importu. Ta druga polityka jest zapewne przyczyną, dla której produktywność na tle innych krajów UE nie wygląda dobrze (ogólnie w UE spada). Pozostają zatem dwie dotkliwe społecznie konsekwencje omawianej strategii wzrostu: inflacja bijąca w konsumentów i obniżanie płac realnych bijące w pracowników najemnych.

Wniki gospodarcze i społeczne gospodarki niemieckiej

Rys. 4. Wyniki gospodarcze i społeczne gospodarki niemieckiej.
Dolny wykres – opracowanie własne Autora na podstawie danych Banku Światowego.

Wykresy na Rys.4 pokazują wyniki społeczne gospodarki niemieckiej towarzyszące omawianej polityce. Dolna część rysunku ukazuje zmiany roczne i obejmuje oba okresy silnego wzrostu eksportu netto oraz początek okresu trzeciego. Pierwszy okres to lata 2000-2002. Widoczny jest wzrost inflacji na początku tego okresu. Z literatury wiemy, że w tamtych latach nastąpiło także pierwsze silne obniżenie płac realnych. Więcej danych mamy na temat okresu drugiego, mianowicie lat 2004-2007, gdyż dysponujemy oficjalnymi danymi kwartalnymi. Widać, że inflacja była utrzymywana w ryzach aż do końca 2006 roku, po czym wzrosła do ok. 3% PKB. W tym czasie nastąpiło silnie spowolnienie płac nominalnych i obniżenie płac realnych. To koszt społeczny wzrostu nadwyżki handlowej z ok. 0,5% PKB w roku 2000 do ok. 7% PKB w roku 2007. Na górnym wykresie nietrudno zaobserwować także koszt społeczny omawianej polityki po kryzysie 2009 roku, obciążający niemieckich pracowników i konsumentów od połowy 2011 roku.

Trzeba dodać, że politykę pełnego zatrudnienia w Niemczech sprzyja także redukcja czasu pracy. Podsumowując można powiedzieć – praca dla wszystkich, ale coraz gorzej płatna. Bieda upowszechniana.

Konkurencyjny znaczy droższy

Wróćmy do kwestii pojmowania konkurencyjności. Pogląd o przewadze konkurencyjnej taniochy zyskuje słabe potwierdzenie w odniesieniu do konkurencyjności międzynarodowej. Co prawda są przykłady okresowych sukcesów gospodarek wygrywających wojnę cenową, między innymi dzięki „taniej wykształconej sile roboczej”. Lecz znacznie więcej jest przykładów pokazujących, że okres sprzedawania taniochy to okres kiepskich wyników gospodarczych i fatalnych wyników społecznych.

Praktycy gospodarczy o długoletnim doświadczeniu zwracają uwagę, że współczesna koncepcja konkurencyjności opartej na taniości produktów i taniości pracy jest niepełna, że wymaga uwzględnienia starej miary – Terms od Trade. Indeks Term of Trade jest tym wyższy, im drożej dany kraj sprzedaje swoje produkty i im taniej kupuje produkty tej samej kategorii. Pomiar Terms of Trade jest trudny, gdyż wymaga zliczania różnic cen kategoria po kategorii. Jednak wyniki przekonują, że prawdziwymi wygranymi w walce konkurencyjnej są ci, którzy sprzedają PRODUKTY DROGIE ALE CHĘTNIE KUPOWANE.

Poszczególne kraje rozwinięte oraz tzw. szybko rozwijające się najlepsze swe lata miały wtedy, gdy sprzedawały drogo, a kupowały tanio. Historyczny rekord indeksu Terms od Trade miała Japonia w swych najlepszych latach 1960-tych, zaraz po niej Tajwan przez 15 lat od połowy lat 1880-tych, dalej Singapur w połowie lat 1980-tych, USA tuż przed okresem „trudnych lat 1970-tych”… W ostatnich latach indeks rośnie w „nowych gospodarkach wschodzących” – brazylijskiej, argentyńskiej, południowokoreańskiej, nigeryjskiej… ostatnio także w polskiej.

Można powiedzieć, że konkurencyjność międzynarodowa jest napędzana atrakcyjnymi produktami, a tylko okresowo, w specyficznych warunkach niskimi płacami. W Niemczech Terms of Trade obniża się, zapewne na skutek forsowania pełnego zatrudnienia, co nie sprzyja utrzymaniu wysokiej reputacji producentów i doskonałej marki produktów.

Szansa dla polskiej gospodarki

Bilans handlowy polskiej gospodarki poprawia się. Wraz z dobrymi wynikami w dziedzinie konkurencyjności polskich produktów daje to szansę napędzania wzrostu gospodarki eksportem bez ponoszenia bolesnych kosztów społecznych takiego wzrostu. Trzeba dbać o atrakcyjność eksportowej produkcji, budować reputację producentów i dobrą markę wyrobów i usług, aby eksportować drogo. Niech eksport będzie napędzany w sposób naturalny, czyli poprawą oferty, a nie forsowany naciskiem politycznym czy instytucjonalnym. Jednocześnie trzeba importować taniej, ale także więcej, aby zapłata za „pracę na eksport” znajdowała pokrycie w towarze. Wówczas konsumentom nie zagrozi inflacja, a pracownikom najemnym nie zagrożą cięcia zatrudnienia i płac realnych z powodu wzrostu eksportu netto.

Powyższe jest tym bardziej istotne, że przed polityką gospodarczą stoją inne poważne problemy do rozwiązania, mianowicie dramatycznie niskie płace, bezrobocie, wydłużony czas pracy i zastój w inwestycjach. Ale to tematy na inną okazję.

By

PKB na śmietnik

Spojrzałem na gospodarkę jak na strumienie wartości. Z tego wynikła hipoteza o ujemnej korelacji między inwestycjami (akumulacja kapitału) a bilansem handlowym. Hipotezę potwierdziły dane z rachunków narodowych. Oznacza to, że ekonomia konwencjonalna jest z gruntu nietrafna, a Produkt Krajowy Brutto to fałszywa miara wydajności gospodarki.

Teraz po kolei. „Strumienie wartości” to skrótowe określenie strumieni produktów, usług, pieniędzy, pracy itd. czyli „nośników wartości”. W idealnym przypadku ich stabilność oznacza, że jednym strumieniom ściśle odpowiadają jednoczesne strumienie innych wartości płynące na idealnym rynku w przeciwnym „kierunku” w zamian za te pierwsze. Oczywiście z taką idealną synchronizacją nie mamy do czynienia w praktyce. W praktyce występują zatrzymania, spiętrzenia, na przykład spiętrzone zapasy. W tych zapasach są zamrożone środki – kapitał obrotowy. Inny przykład to inwestycje, które dają zwrot (przeciwny strumień wartości) z opóźnieniem, bo taka jest natura inwestycji. Ciekawe, że z tego mogłoby wynikać iż źródłem wzrostu gospodarczego są niektóre niestabilności strumieni wartości.

Nie ufam PKB jako miernikowi wyniku gospodarczego, z licznych powodów. W zamian stosuję miarę bardziej uchwytną i „twardą”, mianowicie:

Sprzedaż krajowa netto = Konsumpcja ostateczna + eksport netto.

To jest wszystko, co od gospodarki krajowej zostało zakupione (np. w ciągu roku). Jeśli gospodarka sprzedaje więcej, niż jest w kraju konsumowane, to nadwyżka objawia się jako eksport netto, a jeśli sprzedaje mniej, niż jest konsumowane, to różnica jest pokrywana importem netto.

Hipoteza

Teraz hipoteza. Wiadomo z praktyki na szczeblu przedsiębiorstw, że gdy sprzedaż spada, to występuje tendencja do zwiększania zapasów. Zazwyczaj mówi się wtedy, że przedsiębiorstwa „odbudowują zapasy”. Jednak w ujęciu gospodarki jako strumieni wartości powiedzielibyśmy, że następuje inwestycja w zapasy. Inwestycja pewnej części kapitału obrotowego, który przestał być potrzebny do finansowania produkcji na bieżącą sprzedaż. Innymi słowy ten nadmiarowy kapitał obrotowy jest akumulowany w zapasach.

Na szczeblu gospodarki narodowej zapasy są wliczane do inwestycji brutto (w rachunkach narodowych nazywa się to akumulacja kapitału brutto), razem z innymi składnikami, takimi jak należności czy zyski niepodzielone. Przez analogię do zjawiska opisanego w poprzednim akapicie moja hipoteza głosi, że jeśli Sprzedaż krajowa netto spada (spowalnia), to inwestycje brutto rosną (przyśpieszają) i na odwrót.

Do sprawdzenia tj hipotezy nie potrzebujemy tego wielkiego składnika Sprzedaży krajowej netto, jakim jest konsumpcja, ponieważ jest to wielkość o bardzo małych wahaniach względem trendu. Wystarczy zatem zredukować tę hipotezę do związku między bardziej zmiennymi wielkościami. Mianowicie gdy bilans handlowy spada (spowalnia) to inwestycje brutto rosną (przyspieszają) i na odwrót. No i rzeczywiście, spójrzmy na wykresy na Rys. 1.

 

Inwestycje brutto i bilans handlowy dla wybranych małych gospodarek.

Rys. 1. Inwestycje brutto i bilans handlowy dla wybranych małych gospodarek.
Opracowanie własne na podstawie danych Banku Światowego.

Szczerze mówiąc nie spodziewałem się aż tak silnego potwierdzenia mojej hipotezy. Symetria wokół „średniej” (reprezentującej trend) zachodzi mniej lub bardziej wyraźnie dla większości gospodarek narodowych na świecie, a dla nielicznych krajów nie zachodzi w ogóle.

Konsekwencje

Najważniejszy chyba wniosek to ten, że odwrotna zależność między zmianami akumulacji kapitału i bilansu handlowego jest nie do pomyślenia na gruncie konwencjonalnej ekonomii (może dlatego nikt nie wpadł na pomysł zbadania jej) i jest z gruntu bezsensowna, mimo że faktyczni zachodzi. Nie da się jej wytłumaczyć na gruncie konwencjonalnej ekonomii, chociaż jest oczywista na gruncie ekonomii postrzegającej gospodarkę jako strumienie wartości.

Druga kwestia to PKB jako miernik wyniku gospodarki. Powyżej napisałem, że nie ufam temu miernikowi. Jednym z powodów jest to, że PKB koreluje ściślej z importem niż z eksportem, co można stwierdzić uważnie analizując dane z wielu krajów. A przecież to eksport netto (bilans handlowy) jest składnikiem PKB… A teraz w świetle wyżej przedstawionych danych jest jeszcze gorzej. Spójrzmy bowiem na najpopularniejszą formułę definicji PKB, mianowicie formułę wydatkową:

PKB = Konsumpcja ostateczna + Inwestycje + Bilans handlowy

Zgodnie z definicją PKB jest wyższy, gdy bilans handlowy jest lepszy. Jednak stwierdziliśmy ujemną korelację pomiędzy inwestycjami i bilansem handlowym. PKB jest wyższy gdy wyższe są inwestycje, ale bilans handlowy może być wtedy gorszy. Czyli PKB jest tym wyższy im bilans handlowy gorszy – dokładnie na odwrót niż w definicji! W przypadku skrajnym, gdyby „średnia” wynosiła zero, to PKB byłby równy konsumpcji ostatecznej (wydatkom prywatnym i rządowym), a inwestycje i handel zagraniczny „pożerałyby się wzajemnie”.

Jeszcze gorzej w świetle przedstawionych danych wyglądają rozmaite teorie wzrostu gospodarczego. Nie sposób omówić nawet głównych w krótkim tekście, ale dla przykładu – jest taka teoria że oszczędności są źródłem kapitału, a inwestowanie tego kapitału daje wzrost PKB. Dokładniej chodzi o tzw. oszczędności krajowe brutto, które z definicji są tożsame z dwukrotną „średnią”. Na wykresie na Rys. 1. oszczędności krajowe brutto w Lesoto są ujemne i spadają, a mimo to PKB rośnie! Jakie więc są źródła wzrostu gospodarki Lesoto? Jeśli wygospodaruję dostatecznie dużo czasu na analizę tego przypadku, to podzielę się z Państwem jej wynikami. To jest ciekawy przypadek, bo Lesoto cieszy się opinią kraju o znakomitym zarządzaniu i stabilnej gospodarce.

Więcej w artykule Economy as the value streams. Preliminary study.

By

Warto słuchać co Obama mówi w kryzysie

Nadal jestem zaszokowany wypowiedzią Obamy, że redukcja wydatków rządowych obciąża kosztami wychodzenia z kryzysu najbiedniejszych. Nie samym sensem wypowiedzi jestem zaszokowany, lecz tym, że zdobył się na to polityk w kraju, w którym opinia publiczna stale jest straszona „rozdawaniem naszych pieniędzy” i mamiona koniecznością „zaciskania pasa”. Read More

By

Rechot deregulacji

Komentatorzy ekonomiczni obwiniają nieostrożnie pożyczające rządy za kryzys finansowy w Europie i w USA, ale mało kto zauważa, że główną jego przyczyną jest deregulacja sektora finansowego zapoczątkowana w 1980 roku. Doprowadziła ona do tego, że gigantyczne masy pieniądza wykazują dynamikę, której nikt nie rozumie, a polityka monetarna nie panuje nad tym. Read More

By

Niekompletna polityka gospodarcza

Wyraźny wzrost zamożności przedsiębiorstw w ubiegłym roku dokonał się dzięki podwyżce podatku VAT oraz obniżeniu kursu złotego. Jednakże ten wzrost nie został w pełni wykorzystany, co oznacza, że nasza polityka społeczno-gospodarcza nie panuje nad przepływem strumieni pieniędzy. Read More

By

Zielona energia czy wzrost gospodarczy?

Praktycy zwracają uwagę, że energia z tzw. źródeł odnawialnych jest na ogół mniej opłacalna dla producenta, niż energia wytwarzana konwencjonalnie. Przeważnie mają rację. Z drugiej jednak strony nie budzi już dziś wątpliwości stwierdzenie, że jest korzystna dla gospodarki jako całości.

To jest jeden z wielu przypadków, które podważają iluzję, że korzyść dla przedsiębiorcy automatycznie oznacza korzyść dla gospodarki. Read More

By

Prawo pracy sprzyja innowacjom i przyśpiesza wzrost gospodarczy

Wbrew przekonaniom kręgów biznesu prawo pracy ma na ogół pozytywny wpływ na stan i rozwój gospodarki. Najnowsze badania na ten temat pokazują, że wprowadzanie przepisów umacniających pozycję pracowników sprzyja innowacyjności gospodarki i przyczynia się do jej wzrostu. Read More