Kwintesencja

Gospodarka bez mitów, ekonomia od podstaw

By

Zaczynamy kłamać, czy zaczynamy mówić prawdę?

To się nie trzyma żadnej logiki! Zatrudnienie szybko rośnie, roboczogodziny przeciętne przepracowane również, a produkcja przemysłowa i budowlana spowalniają. Płace szybko rosną, dochody ludności są dodatkowo zwiększane programem 500+, a deflacja wydaje się pogłębiać, zamiast przechodzić w inflację. Ktoś więc zaczyna kłamać albo ktoś zaczyna mówić prawdę.

Może to jest tak, że wcale nie ma więcej pracy, a tylko część dotychczas pracujących wychodzi z szarej strefy, ujawnia się? Może wcale nie zarabiamy więcej, tylko część naszych zarobków płacona jest teraz na stole, a nie pod stołem? A może kwietniowa produkcja przemysłowa wcale nie spowolniła, tylko firmy zmieniły coś w swojej praktyce zaliczania efektów do poprzedniego i bieżącego kwartałów? A może statystyka państwowa przestała w jednolity i prawidłowy sposób rejestrować zmiany na rynku pracy i zmiany produktu krajowego?

Same pytania.

By

Pokonać stagnację, zwiększyć zarobki

Do świadomości części ekonomistów i czołowych polityków dotarło wreszcie, że w Polsce zarobki są zbyt niskie. Jednakże propozycje rozwiązań sprowadzają się w istocie do obniżenia opodatkowania pracy albo do dopłat z budżetu państwa do najniższych wynagrodzeń. Lecz subsydiowanie pracy nie eliminuje przyczyn problemu, w ogóle ich nie dotyka. A przecież można inaczej, odważnie i radykalnie.

Początkowo źródłem problemu było zerwanie z pełnym opłacaniem wzrostu wydajności pracy. Spośród krajów rozwiniętych pionierem tego wynalazku były USA. Według Economic Policy Institute oderwanie wzrostu płac od wzrostu wydajności pracy nastąpiło na początku lat 1970-tych [1]. Od tego czasu produktywność całkowita w gospodarce wzrosła o ok. 140%, a płace (stawka godzinowa) tylko o ok. 11%. W innych krajach bogatego Zachodu nastąpiło to w różnych momentach i zostało podbudowane ideologią głoszącą, że praca jest takim samym towarem, jak każdy inny, a o jej wartości decyduje już nie nabywca produktu, lecz pracodawca. W Polsce obniżenie udziału płac w wartości dodanej z ok. 47% do ok. 40% nastąpiło w latach 1999-2007.

Trzeba jeszcze dodać, że dzisiaj zjawisko jest bardziej złożone. Na przykład wraz z propagandą niskiej ceny jako głównej korzyści Klienta (w miejsce dawniejszej „dobrej jakości za rozsądną cenę”) i upowszechnieniem się wojny cenowej jako głównego sposobu walki konkurencyjnej, redukcję tzw. kosztów pracy uważa się za czynnik sukcesu w wielu branżach. W krajach, które wzrost gospodarczy napędzają forsowaniem eksportu dochodzi nawet do krótkookresowego obniżenia przeciętnych płac nominalnych [2].

Zaklęty krąg stagnacji

„Schłodzenie” polskiej gospodarki w intencji ochrony jej przed skutkami kryzysu azjatyckiego (1997) objawiło się m. in. wyhamowaniem wzrostu stopy inwestycji w trzech latach następnych (wygaszanie bańki kredytowej trwało zbyt długo). W 1999 roku, zapewne kontynuując politykę schładzania, przeprowadzono operację tzw. ubruttowienia płac. Koszty pracy ponoszone przez przedsiębiorstwa wzrosły, gdyż od tego momentu składki na ubezpieczenia społeczne naliczało się od wynagrodzeń brutto. W kilku sektorach nasiliły się zwolnienia pracowników dużo zarabiających. Wskaźnik udziału płac w wartości dodanej (dalej: wskaźnik płac) obniżył się z 47,2% w 1998 r. do 45,2% w roku 2000.

Na domiar złego w 2001 roku wybuchł kryzys w Polsce i w wielu krajach, także tych powiązanych z nami gospodarczo.  Nakłady inwestycyjne spadały silnie, z i tak niskiego poziomu, przez kolejne dwa lata, eksport spowolnił na skutek obniżenia zamówień z zagranicy również pogrążonej w recesji. Jednak konsumpcja indywidualna rosła. Toteż budując drugi z kolei plan ratunkowy, kręgi rządowe ustanowiły politykę „wzrostu płac wolniejszego od wzrostu produktywności”. Na ówczesne warunki polityka jak najbardziej słuszna, lecz mocno przesadzono z jej realizacją – wg moich szacunków w latach 2002-2005 wskaźnik płac spadał ok. 3,5 raza za szybko [3]. Obecnie należy do najniższych w Europie i w krajach OECD [4]. Waha się w granicach 40-41%. Oznacza to, że w omawianym okresie kilkanaście procent wzrostu wydajności pracy nie zostało opłaconych.

Przebieg wielkości ekonomicznych ilustrujący omówioną historię pokazano na Rys. 1.

Płace, konsumpcja i inwestycje w Polsce

Rys. 1. Płace, konsumpcja i inwestycje w Polsce. Opracowanie własne autora na podstawie danych OECD i Banku Światowego.

 

Trzeba dodać wyjaśnienie do wykresów zamieszczonych na Rys. 1. W krajach zamożnych zazwyczaj spadającej stopie konsumpcji towarzyszy rosnąca stopa inwestycji. Wydawałoby się, że w Polsce w omawianym okresie także. Lecz przypomnijmy sobie, że widoczny na wykresie wzrost w latach 2007-8 ma niewiele wspólnego z gospodarką realną. Został bowiem spowodowany głownie bańką spekulacyjną i napędzony kredytem, który w ciągu jednego tylko roku urósł ponad dwukrotnie. Stopa inwestycji rzeczowych natomiast w r. 2008 osiągnęła zaledwie poziom z roku 2000. Następnie powoli obniżała się przez co najmniej 6 lat, pompowana niekiedy sztucznie ulgami fiskalnymi np. eliminowaniem i wznawianiem ulg przy zakupie samochodów z kratką. Zastój w nowych inwestycjach produkcyjnych potwierdzali zarówno przedsiębiorcy, jak i bankowcy. Przedsiębiorcy dodawali, że nie ma projektów inwestycyjnych bo nie ma dla kogo produkować więcej, gdyż popyt jest zniechęcająco niski. Z upływem czasu coraz częściej informowali o spadających marżach [5]. Powstał zaklęty krąg:

niskie płace -> niski popyt i spadająca konsumpcja -> spadające marże i deflacja -> niskie inwestycje i dalsze redukcje wskaźnika płac.

Polityka ograniczania płac prowadzona jest nadal, pod rozmaitymi hasłami (utrzymanie konkurencyjności kosztowej, likwidacja tzw. przywilejów płacowych, subsydiowanie pracy przez budżet państwa rzekomo w trosce o mało zarabiających,…).

Istota pułapki średniego dochodu

Gospodarka konkurująca niskimi kosztami pracy stosunkowo dobrze sobie radzi na niskich rynkach „taniochy”. Istotą pułapki średniego dochodu jest niemożność gospodarki wejścia na wyższy poziom konkurencyjności, na którym trzeba spełniać wysokie wymagania odnośnie jakości produktów i/lub obsługi rynków rozległych geograficznie, uzyskując w zamian wyższą wartość dodaną.

To oczywiście nie znaczy, że nie ma u nas rynku średniego. Jest, owszem, ale szczupły, zagospodarowany przez kilkanaście czy kilkadziesiąt marek. Problem polega na tym, że awans do niego z rynku niskiego prawie nie istnieje, a powinien być na tyle liczny, żeby ciągnął w górę całą gospodarkę w jej masie.

Z licznych naszych badań, poczynając od dawnych sektorowych z przełomu tysiącleci aż po najnowsze, a ostatnio także z licznych dyskusji z praktykami wyłania się obraz następujący. Maleńkie firmy nienastawione na rozwój i ekspansję, prowadzone są po prostu jako źródło spokojnego utrzymania rodzin właścicieli. Nic w tym dziwnego, tak jest również w gospodarkach bardziej rozwiniętych. W firmach tej kategorii najczęściej spotyka się nadmierne „oszczędzanie” na kosztach pracy. Wśród nich są firmy prowadzone przez przedsiębiorców sfrustrowanych, bo z ambicjami, ale bojących się ryzyka (z badań firmy HP).

Są też nieliczni śmiałkowie, którzy przebijają się na wyższy rynek już to ekspandując już to podejmując zaawansowaną produkcję bądź innowacyjne usługi. Trzeba dodać, że ci płacą swoim pracownikom dobrze, bo z kiepsko płatnego pracownika nie sposób „wycisnąć” kreatywności, trudnej pracy, czy zaangażowania. Jednakże na tym wyższym rynku niezwykle rzadko udaje się przetrwać. Jedni pod naciskiem wojny cenowej z korporacjami zostają zmuszeni do rezygnacji z ambicji, inni odpadają nie znajdując wystarczającego popytu na ubogim rynku albo zadręczeni przez nieprzyjazne otoczenie społeczne i instytucje,.. Niektórzy sprzedają rosnący biznes korporacjom i zaczynają od nowa albo wyjeżdżają. Gospodarka traci ambitne jednostki, cenne zasoby ludzkie.

Podsumowując można powiedzieć, że jest wiele barier niweczących szanse gospodarki na wyrwanie się z pułapki średniego dochodu, a niskie płace są jedną z barier występujących zarówno po stronie popytu, jak i podaży.

Rozwiązanie odważne i radykalne

Obserwując debatę publiczną wokół tematyki płac można odnieść wrażenie, że liczne propozycje rozwiązań dyktowane są motywacją uśmierzenia niezadowolenia społeczeństwa albo zjednania poparcia określonego elektoratu. Rzecz idzie o to, kto i w jakim wymiarze ma sfinansować konieczne podwyżki płac. Mnożą się pomysły a to na podniesienie płacy minimalnej mimo sprzeciwu przedsiębiorców, a to na podniesienie kwoty wolnej od podatku albo dopłaty z budżetu dla najmniej zarabiających, czyli sfinansowanie operacji przez ogół podatników, a to na obciążenie posiadaczy wielkich nieruchomości…  Można przewidywać, że z czasem (wkrótce?) dojdzie do rozwiązań kompromisowych. Osobiście uważam, że kompromisy polityczne w sprawach społecznych nie są złe, byle były zawierane na twardych warunkach [6].

Myśląc o gospodarce jako całości, a nie tylko o oczekiwaniach różnych grup interesu, trzeba sięgnąć do przyczyn problemów. W tym konkretnym przypadku wziąć pod uwagę, że to niewłaściwy podział wartości dodanej (WD) w przedsiębiorstwach oraz częściowo powiązane z tym tłumienie motywacji do inwestowania stanowią istotne ogniwa zaklętego kręgu stagnacji i sprzyjają utrzymywaniu gospodarki w pułapce średniego dochodu. Zatem system fiskalny powinien:

  • ingerować w poddział wartości dodanej dokonywany przez przedsiębiorcę tak, aby skłaniać go do zwiększania części przeznaczonej na płace;
  • zawierać silniejsze, niż dotąd zachęty do inwestowania w nowe miejsca pracy, a przynajmniej w wyposażenie techniczne stanowisk pracy poprawiające produktywność.

Zarys przykładowego rozwiązania powstał ad hoc w dyskusji, jaką toczyliśmy na Facebooku z mądrym człowiekiem Andrzejem P. osiemnastego września o piątej z minutami nad ranem. Podaję to nie jako skończone rozwiązanie, lecz jako ilustrację sposobu myślenia bardziej o gospodarce, niż o interesach jej aktorów.

Ja: /…/ co do ścieżek rozwoju, to wszyscy mają słuszne postulaty, że innowacyjność, podniesienie produktywności itp. Brakuje tylko najważniejszego. Ujmę w prostych słowach:
– Przedsiębiorco, postępując mądrzej możesz podnieść wartość dodaną tworzoną w Twojej firmie dwukrotnie w ciągu 2-2,5 roku. Ale podziel ją tak, że Twoje zyski wzrosną dwukrotnie i płace Twoich pracowników też wzrosną dwukrotnie.

Realne to? Przecież przedsiębiorca odpowie – Odczepcie się, będę płacił ile uważam, według „rynkowej ceny” pracy.
I tu leży pies pogrzebany. Niepełne opłacenie wzrostu wydajności jest jedną z głównych przyczyn światowej i polskiej recesji [właściwie: stagnacji].

Andrzej P.: Logicznie zamiast powtarzać ciągle te same mądrości należy użyć kombinacji przymusu i nagrody, a państwo może zarówno jedno jak i drugie. Czyli np. tak, że musisz pracownikom płacić więcej ale za to masz takie i takie korzyści. Czyli pod kreską musi być lepiej zarówno dla przedsiębiorcy jak i pracownika /…/

Czyli nie obędzie się bez interwencji państwa ale ta musi być rozsądna i wyważona.

Ja: A może odważna i radykalna? Na przykład:
– [marchewka:] część zysku zainwestowana w nowe miejsca pracy – opodatkowanie 0% od razu, bez żadnych ograniczników w rodzaju odpisów amortyzacyjnych rozłożonych w czasie;
– [kij:] nadwyżka procentowego wzrostu zysku nad procentowy wzrost wartości dodanej – opodatkowanie 100%

Procedura rozliczenia rocznego mogłaby wyglądać następująco:

  1. Obliczamy wartość dodaną: WD = przychody ze sprzedaży – zakupy (materiały, energia, usługi obce,..)
  2. Obliczamy o ile procent wzrosła WD w porównaniu z rokiem poprzednim
  3. Obliczamy o ile procent wzrosły wynagrodzenia pracowników w porównaniu z rokiem poprzednim. Jeśli o mniejszy procent, niż w punkcie 2, to „dosypujemy” im, na przykład w postaci nagrody. Wychodzimy bowiem z założenia, że lepiej wypłacić pracownikom, niż oddawać państwu w postaci podatku.
  4. Obliczamy zysk przed opodatkowaniem. Sprawdzamy, czy po wypłacie wg punktu 3. procentowy wzrost zysku w porównaniu z rokiem poprzednim nie jest większy, niż w punkcie 2.
  5. Od zysku przed opodatkowaniem (punkt 4) odejmujemy inwestycje w środki trwałe dokonane w ciągu roku. Otrzymujemy zysk do opodatkowania.

Dla uproszczenia pominięto powyżej takie szczegóły jak podatki i opłaty lokalne (finansowane są także z wartości dodanej), postępowanie w przypadku ujemnej wartości zysku do opodatkowania. Przy odrobinie wprawy można przeprowadzić symulację powyższego rozliczenia (lub planu gospodarczego) dla okresu kilku lat.

— — — — — — — — — — — — — — — — — — — — —

[1] Patrz http://stateofworkingamerica.org/chart/swa-wages-figure-4u-change-total-economy/

[2] Patrz http://5-esencja.pl/bieda-napedzana-eksportem/

[3] Patrz http://dialogbulletin.eu/en/node/208

[4] Patrz http://5-esencja.pl/wp-content/uploads/Wskaznik_plac.png

[5] Opinie przedsiębiorców i menedżerów napływają do nas stale z klubów menedżerskich prowadzonych przez Business Dialog Iwona D. Bartczak.

[6] Patrz http://5-esencja.pl/podatki-w-polsce-rozkwitajacej/

By

Podatki i inne obciążenia w Polsce Rozkwitającej – założenia

W tym artykule przedstawiam część założeń programu Polska Rozkwitająca. Są to główne założenia dotyczące obciążeń publiczno-prawnych oraz zagadnień z nimi związanych. Jest po temu okazja ponieważ obecnie w debacie publicznej pojawiają się liczne propozycje, często wypełnione złudnymi obietnicami i nie zawsze należycie uzasadnione.
Założenia, a właściwie zasady tu przedstawione odnoszą się do stanu przyszłego (docelowego), w którym nie będzie już kryzysu zaufania Obywateli do państwa, a zamiast ostrej walki grup interesu o podział zbyt szczupłych efektów gospodarowania dochodzić będzie do powszechnej współpracy na rzecz pomnażania tych efektów.

Trzy podstawowe podatki

Fundamentem systemu fiskalnego stabilnej gospodarki kapitalistycznej są trzy podatki: podatek osobisty, podatek korporacyjny i podatek od produktów (wyrobów i usług). Piszę o tym dlatego, że pojawiają się propozycje wyeliminowania pierwszego albo obu pierwszych podatków. Nie da się tego zrobić bez poważnego naruszenia struktur i stabilności gospodarki.

Najprościej wyjaśnić to na przykładach. Przypuśćmy, że zlikwidowany zostałby podatek dochodowy od płac. Nietrudno przewidzieć, że znaczna część zwykłych spółek kapitałowych przestałaby wykazywać zyski, gdyż wypłacane byłyby jako płace wspólników i „zatrudnionych” członków ich rodzin (zero podatku). Dla nowych przedsięwzięć inwestycyjnych wspólnicy zawiązywaliby spółki celowe albo cywilne, siłą rzeczy rozpraszając akumulację kapitału. Takie cofnięcie struktur gospodarczych o dobrych 400 lat, kiedy to kupcy zrzucali się na pojedyncze przedsięwzięcia i inkasowali zarobek nie będąc w stanie akumulować kapitału w nowoczesnym kapitalistycznym przedsiębiorstwie. To jeden z możliwych scenariuszy. Możliwe są też inne scenariusze, a wszystkie prowadzą do takiej czy innej choroby struktur gospodarczych i rynków finansowych.

Inny przykład – eliminujemy podatek osobisty i korporacyjny, pozostawiając podatek od produktów. Wkrótce z rynku zniknęłaby znaczna część produktów oraz transakcji kupna-sprzedaży. Zamiast kupić buty (opodatkowane), zawieralibyśmy umowę zlecenia na (nieopodatkowane) wykonanie pary butów. Dziwaczny rynek i katastrofa budżetu państwa.

Konkluzja metodologiczna: Dyskusji i podatkach nie można ograniczać do ich funkcji fiskalnej, ponieważ PODATKI KSZTAŁTUJĄ ZACHOWANIE PODMIOTÓW.

Trzeba w końcu zmierzyć się z twardym faktem, że podatki dochodowe są fundamentem redystrybucji dochodów. Czego by nie mówić o redystrybucji, jest to główne zadanie społeczno-ekonomiczne państwa. Sens ekonomiczny podatków dochodowych tkwi w tym, że w społeczeństwach niezamożnych redystrybucja umożliwia funkcjonowanie krzepkiego rynku masowego.

Istotą redystrybucji jest częściowe niwelowanie zróżnicowania dochodów osobistych. Toteż niewłaściwe są również propozycje opodatkowania funduszu płac, które wydają się zmierzać przede wszystkim do zamaskowania zróżnicowania dochodów pracowników i innych osób związanych tak czy inaczej z przedsiębiorstwem.

Trzy omawiane podatki tworzą zręby systemu fiskalnego, ale nie są to jedyne podatki niezbędne dla funkcjonowania gospodarki na różnych szczeblach organizacji społeczeństwa. Na tej uwadze poprzestanę nie rozwijając tematu.

Każda praca ubezpieczona

Ta zasada nie wymaga chyba uzasadniania.

Od strony technicznej – niezależnie od tego, jaka instytucja obsługuje ubezpieczenie społeczne pracującego, ani od tego kto jej płatnikiem składek, pracodawca/zleceniodawca powinien być zobowiązany do dopilnowania realizacji tej zasady.

Finansowanie dochodów z pracy

Ożywienie gospodarki i jej wyjście z tzw. pułapki średniego dochodu, wymaga m. in. podniesienia płac, zwłaszcza najniższych płac netto. Samo podniesienie kwoty wolnej od podatku, tzn. sfinansowanie podwyżek przez budżet państwa czyli wszystkich obywateli, postulowane przez przedsiębiorców, nie będzie wystarczające. Poniższa zasada równoważy wkład państwa i pracodawców w rozwiązanie problemu płac niewystarczających na przeżycie.

płaca minimalna >= kwota wolna od podatku >= minimum socjalne

Formuła odnosi się do płacy za pracę w pełnym wymiarze czasu pracy (wymiar etatu).
W miarę bogacenia się społeczeństwa można stopniowo rozszerzać definicję minimum socjalnego dla potrzeb tej zasady. Na początek może to być minimalna kwota wystarczająca na utrzymanie osoby dorosłej z dzieckiem.

Przedsiębiorstwa niezdolne do spełnienia powyższej zasady będą musiały przestawić się z konkurowania wyłącznie niską ceną na konkurowanie wysoką jakością i odpowiednio wysoką ceną. Ta zmiana będzie sprzyjać wydobywaniu się gospodarki ze wspomnianej pułapki średniego dochodu.

Dochód opodatkowany i konsensus w sprawie polityki społecznej

Polityka fiskalna służy nie tylko zasilania budżetu państwa, ale jest także częścią polityki społecznej (włączając w to kulturę, innowacyjność i naukę itp.). W tym połączonym obszarze pojawiają się kwestie dyskusyjne, sporne, a nawet konfliktowe. Poniżej kilka przykładów.

Od lat trwa konflikt pomiędzy twórcami i rządem w sprawie tzw. kosztów uzyskania przychodów. W przepisach podatkowych przyjęto, że te koszty wynoszą 20% przychodów pracowników nietwórczych czy też wykonawczych, a dla twórców wynoszą 50% przychodów z ich dzieł. Rząd stopniowo ogranicza zakres stosowania owej pięćdziesięcioprocentowej stawki. Czy słusznie?

Dzisiaj, w warunkach deflacji banki obniżają oprocentowanie wkładów i trwa dyskusja, czy w interesie rynku finansowego należałoby na jakiś czas zawiesić tzw. podatek Belki. Jednocześnie pojawiają się postulaty progresji w podatku od dochodów kapitałowych. To też jest obszar zderzających się interesów.

Wiele kontrowersji pojawia się w kwestii podatku spadkowego. Utrzymanie obecnych łagodnych przepisów wydaje się nierozsądne na dłuższą metę, choćby z uwagi na dyskutowaną na świecie konieczność przeciwdziałania nadmiernej koncentracji kapitału. Jednak odpowiedzi będzie wymagał cały szereg pytań. Na przykład jak ma wyglądać opodatkowanie spadkobierców-emerytów i innych osób o niskich i ograniczonych dochodach, skoro co do zasady podatki powinny płacić podmioty osiągające dochody (wyższe od określonego progu). A co z osobami zamożnymi, posiadającymi domy i zakłady przemysłowe i dziedziczącymi podobnie duże majątki?

Warto zauważyć, że w opisanej powyżej zasadzie dot. płacy minimalnej minimum socjalne można interpretować jako „koszt istnienia” pracownika, a kwotę wolną od podatku jako zastosowanie reguły, że podatki płacą tylko podmioty osiągające dochody – przychody minus koszty.

No dobrze, a co zrobić z samotną matką, która z racji opieki nad dwojgiem czy trojgiem dzieci może pracować najwyżej w wymiarze pół etatu i osiąga płacę poniżej minimum socjalnego? Zasiłek dla niej? Dostatecznie sowity zasiłek na dzieci? Na pewno nie ulga podatkowa, bo rozlicza się ją jednorazowo następnego roku, więc nie pomoże ona w bieżącym utrzymaniu rodziny. Podobny problem niedawno mieliśmy z pomocą dla opiekunów osób niepełnosprawnych.

Potrzebny jest monitoring reakcji podmiotów na konkretne wprowadzone rozwiązania polityki fiskalnej i społecznej. Czy te rozwiązania spełniają swoje zadanie? Czy fiskalizm stymuluje aktywność np. zawodową beneficjentów, czy raczej skłania do „jazdy na gapę”? Czy pomoc w postaci zasiłków i ulg trafia pod właściwy adres? Czy ulgi dla przedsiębiorstw skutkują poprawą ich efektywności ekonomicznej i przyczyniają się do tworzenia nowych miejsc dobrze płatnej pracy, czy przeciwnie – pełnią rolę koła ratunkowego dla słabeuszy? Tematów do badań jest mnóstwo, podobnie jak gotowych do wykorzystania doświadczeń państw biegłych w takich badaniach.

Połączony obszar polityki fiskalnej i polityki społecznej obfituje w sprzeczne interesy, bolesne problemy i niezaspokojone potrzeby. Rozwiązania wprowadzane przez polityków często dyktowane są wyłącznie potrzebami budżetu państwa, a wydatki na politykę społeczną traktowane są jako zbędny ciężar. Konflikty powracają, czasem narastają. To oznaka, że w omawianej dziedzinie niezbędna jest permanentna debata publiczna. Nie można zostawić tego samym politykom i ministrom!

Rozwiązania specyficzne dla programu Polska Rozkwitająca

W ramach programu Polska Rozkwitająca prowadzone są prace nad rozwiązaniami systemowymi wspomagającymi główne cele programu – wzrost dobrobytu ludności i więcej szans i okazji spełniania indywidualnych i zbiorowych aspiracji. Prace te są w różnym stopniu zaawansowane, a część rozwiązań będzie wymagała transferu dobrych praktyk z zagranicy i dostosowania ich do krajowych warunków. Oto niektóre kierunki tych prac.

Ułatwienia dla przedsiębiorców

Obecnie wiodącym tematem w tej grupie rozwiązań jest deregulacja przepisów o amortyzacji w odniesieniu do inwestycji w nowe miejsca pracy. Przedsiębiorcy zwracają uwagę, że obecnie, gdy obrót gospodarczy jest bardzo szybki, przepisy te hamują ich aktywność inwestycyjną. Rzecz w tym, że podatek od zysków w części przeznaczonej na inwestycje w środki trwałe jest „zwracany” przedsiębiorstwu, ale ten zwrot jest rozłożony na długi okres, co najmniej kilkuletni, właśnie według przepisów o amortyzacji. Chcemy zderegulować te przepisy tak, aby przedsiębiorca inwestujący w nowe miejsca pracy mógł dokonywać odpisu wedle swego uznania, nawet natychmiast po zainwestowaniu. W praktyce oznaczałoby to, że z punktu widzenia biznesu taka inwestycja obciążałaby koszty od razu. Rozwiązanie to będzie wymagało zmiany przepisów o rachunkowości, a jednocześnie znacznie uprości sprawozdawczość finansową.

Podział pierwotny wartości dodanej

Przedsiębiorca dokonuje pierwotnego podziału wartości dodanej (przychody minus zakupy) dzieląc ją na płace oraz zysk przed opodatkowaniem. W przedsiębiorstwach średnich i dużych obserwuje się swoisty nadmiar zysku, gdyż coraz częściej rozwój możliwości produkcyjnych dokonywany jest nie poprzez inwestycje we własne wyposażenie techniczne, lecz poprzez zakup specyficznych usług od wyspecjalizowanych dostawców. Uważamy, ze jest to okazja do stopniowego wprowadzania dalszych zmian finansowania działalności. Jednym z kierunków może być taka modyfikacja proporcji stawek podatku od płac i podatku od zysków, aby co najmniej tak samo opłacało się podnosić płace, jak zyski przed opodatkowaniem. Wyniki wstępnych symulacji sugerują, że oprócz proporcji między obiema stawkami podatku należałoby także lekko zmodyfikować progresje obu podatków.

Niezależnie od postępu prac nad modyfikacją podatków będziemy zachęcali przedsiębiorców i pracowników do powiązania podziału wartości dodanej z systemem motywacyjnym i do porozumienia społecznego dotyczącego tego podziału. To pracuje w niektórych krajach europejskich i azjatyckich, a dawne doświadczenia polskich przedsiębiorstw dowodzą, że może pracować w Polsce. Dzięki rozwiązaniom konsensusowym przedsiębiorstwa koncentrują się na powiększaniu torcika do podziału, nie zaś na przetargu między właścicielem i pracownikami o wyrwanie jak największego kawałka.

Rozważane jest także powiązanie omawianej kwestii z podatkiem od wartości dodanej. jednak wstępne rozeznanie wskazuje, że byłoby to nadmiernie skomplikowane.

By

Polska rozkwitająca – pierwszy szkic programu gospodarczego

Mam takie marzenie, aby Polska rozkwitała jako kraj, w którym szerokie odłamy społeczeństwa spełniają swoje aspiracje. Właśnie ukończyłem pracę nad pierwszym szkicem programu, który mógłby urzeczywistnić to marzenie. Tutaj przedstawiam jego niektóre przesłanki i założenia konstrukcyjne, czyli techniczną stronę projektowania programu.

Efektywne skrajności

Doświadczenie i wyniki badań upewniają mnie, że strategie, zarówno przetrwania, jak i rozwoju struktur gospodarczych, są najbardziej efektywne wtedy, gdy są skrajne, a najmniej efektywne wtedy, gdy wyglądają jak „ni pies ni wydra”. Toteż program Polska rozkwitająca został zbudowany na strategiach skrajnych.

Na przykład program inwestycyjny nastawiony jest z jednej strony na rozwinięcie nowoczesnej bazy przemysłowej i zasobów ludzkich dla małej przedsiębiorczości, współpracy i aktywności lokalnej, z drugiej zaś strony na rozwinięcie infrastruktury dla wielkiego i agresywnego biznesu operującego na wielkich obszarach geograficznych. W obu tych częściach programu pojawi się silny popyt na prace badawczo-rozwojowe oraz innowacyjne rozwiązania organizacyjne i technologie.

Podobnie zostały rozłożone role głównych aktorów rozwoju. Z jednej strony aktywna rola państwa, ale nastawiona na stwarzanie możliwości, szans i warunków odpowiadających na zapotrzebowanie obywateli i podmiotów wykazujących inicjatywę oddolną. Spodziewam się, że dzięki temu stosunkowo niewielkie interwencje ze strony programu zaowocują lawiną pozytywnych zmian w gospodarce.

Wreszcie treść programu. Z jednej strony są to głównie zadania rzeczowe, w tym inwestycyjne, a z drugiej propozycje istotnych zmian w sferze regulacji. Wśród tych drugich silne zachęty podatkowe dla inwestycji w nowe miejsca pracy, stwarzające jednocześnie przyjazne warunki dla rozwoju usług finansowych w wielkim biznesie.

Struktura programu

Precyzowanie i konkretyzacja wizji wsparte licznymi konsultacjami zaowocowały schematem programu przedstawionym na poniższym rysunku.

Polska rozkwitająca1_1Rys. 1. Struktura programu „Polska rozkwitająca”. Opracowanie własne autora.

W biegu

Pierwszy szkic programu liczy kilka stronic tekstu, opisującego zadania programu. Wydaje się iż koncepcja jest już na tyle całościowa, że można rozwijać ją dalej we współpracy z zainteresowanymi środowiskami. Kto dołączy?

By

Bieda napędzana eksportem

Większość krajów rozwiniętych unika poprawy swojego bilansu handlowego, chociaż propaganda wzrostu PKB głosi czasem coś innego. Powody są poważne.

Gdy gospodarka rośnie, to rośnie także eksport i import. Przykładowo w 2006 roku polski PKB wrósł o ok. 6% rocznie, eksport o ok. 14%, a import o ok. 17% rocznie.

Wzrost eksportu, importu i PKB Polski

Rys. 1. Wzrost eksportu, importu i PKB Polski.
Opracowanie własne Autora na podstawie danych Banku Światowego.

Nawiasem mówiąc WTO (Światowa Organizacja Handlu) kiedyś stwierdziła dość oczywistą zależność – jeśli produkcja rośnie, to handel rośnie szybciej, a jeśli produkcja spada, to handel spada szybciej. Do tego momentu wszystko wygląda zgodnie z intuicją.

Korzystny deficyt handlowy

Spójrzmy teraz jak zmienia się deficyt handlowy i PKB. Przeważnie gdy deficyt spowalnia albo maleje to spowalnia również wzrost PKB, a gdy deficyt przyśpiesza albo rośnie, to przyśpiesza również wzrost PKB. Innymi słowy poprawa bilansu handlowego jest niekorzystna dla wzrostu PKB, a pogorszenie bilansu handlowego jest korzystne dla wzrostu PKB!

Zmiany bilansu handlowego i PKB Polski

Rys. 2. Zmiany bilansu handlowego i PKB Polski.
Opracowanie własne Autora na podstawie danych Banku Światowego.

Powyższa zależność tłumaczy częściowo dlaczego rządy wielu krajów rozwiniętych prowadzą politykę sprzyjającą utrzymywaniu deficytu handlowego, chociaż ekonomiści rysują różne scenariusze dla wyjaśnienia tego fenomenu. Według jednego ze scenariuszy to świetna koniunktura przyciąga kapitał zagraniczny, który kredytuje zakupy rządowe i prywatne instytucje finansowe, które z kolei kredytują zakupy firm i konsumentów. Wraz z ogólnym ożywieniem gospodarczym rosną także zakupy z importu.

Bilans handlowy, PKB i inwestycje zagraniczne w Polsce

Rys. 3. Bilans handlowy, PKB i inwestycje zagraniczne w Polsce.
Opracowanie własne Autora na podstawie danych Banku Światowego.

Na Rys. 3. sprawdzamy trafność powyższego scenariusza. Rzeczywiście inwestycje zagraniczne zaczynają reagować niemal proporcjonalnie na zmiany koniunktury gospodarczej, ale dopiero wraz z początkiem recesji w krajach rozwiniętych (2001). W okresie po kryzysie azjatyckim (1997) wydają się raczej zwiastować te zmiany, niż reagować na nie. Podobne dwukierunkowe następstwo zmian można stwierdzić w niektórych innych krach rozwiniętych, więc trudno jest jednoznacznie powiedzieć, co jest pierwsze – czy koniunktura gospodarcza, czy inwestycje zagraniczne. Niemniej jednak trafność powyższego scenariusza dla określonych warunków geoekonomicznych jest zdumiewająca!

Nacechowanie PKB

W pierwszych latach transformacji systemowej nie potrafiłem pogodzić się z tym, że zrezygnowano z dochodu narodowego jako miary wyniku ogólnego gospodarki i zastąpiono go produktem krajowym brutto – PKB. Postrzegałem tę zmianę jako przejście z rachunku pożytków dla obywateli na rachunek pożytku dla inwestorów. Potem zauważyłem zachwyty zachodnich komentatorów nad rosnącą siłą naszej waluty oraz prognozy oczekiwanego zwrotu z kapitału tym bardziej entuzjastyczne im lepsze były prognozy wzrostu PKB. Jakoś nie potrafiłem podzielać tego entuzjazmu, mimo że kipiały od niego komentarze naszych polityków i mediów.

Po upływie kolejnych kilku lat, analizując wzrost wielu gospodarek świata zauważyłem, że PKB lepiej koreluje z importem, niż z eksportem. Łatwo to sobie wytłumaczyłem – wszak na imporcie też się zarabia, w dodatku na ogół szybciej, niż na eksporcie. Nie tylko eksport daje wkład do wyniku gospodarki, import także! Dane przedstawione powyżej to potwierdzają. Tymczasem w definicji PKB mamy bilans handlowy, czyli import odejmujemy, a nie dodajemy. Dlaczego? jedyne wytłumaczenie, jakie mi się nasuwa jest spójne z wątpliwościami sprzed lat – bilans handlowy jest podobnie nacechowany entuzjazmem spodziewanych korzyści dla inwestorów. Logicznym następstwem tego jest oficjalna propaganda wzrostu eksportu netto jako składowej wzrostu gospodarki.

Nieporozumienia w sprawie konkurencyjności

Do dzisiaj pokutuje pogląd, że deficyt handlowy świadczy o niskiej konkurencyjności gospodarki. A przecież to nie ma nic do rzeczy – deficyt oznacza, że gospodarka kupiła za więcej, niż sprzedała.

Kiedyś było jeszcze gorzej. Przekonanie o przegrywaniu konkurencji międzynarodowej skłaniało polityków i komentatorów do propozycji mnożenia barier celnych i kwot ilościowych w imporcie albo do subsydiowania eksportu. Bo przecież eksport daje pracę, a import ją odbiera. Sam do niedawna dawałem się złapać na tę populistyczną, lecz częściowo fałszywą argumentację. Pozostałości tego rodzaju polityk trwają do dzisiaj i są często zarzewiem konfliktów, zwłaszcza pomiędzy krajami rozwiniętymi a biednymi krajami rozwijającymi się.

Dzisiaj często mówi się o konkurencyjności danej gospodarki mając na myśli jej zdolność do dostarczania tanich wyrobów i usług. Z tego punktu widzenia gospodarka Bangladeszu byłaby bardziej konkurencyjna, niż gospodarka USA. Oczywisty nonsens takiego wniosku świadczy o błędności omawianej koncepcji konkurencyjności międzynarodowej.

Kosztowny wzrost eksportu netto

Produkcja eksportowa jest jednym z tych przypadków, w których pracownicy otrzymują zapłatę za swoją pracę, ale produkt tej pracy nie trafia na krajowy rynek. Jednak nie musi to prowadzić do nadmiaru pieniędzy na konsumpcję, tzn. pieniędzy nie pokrytych towarami, ponieważ w rosnącej gospodarce ceny produktów są ogółem wyższe o marżę brutto od kosztów produkcji bądź zakupu. Można w uproszczeniu powiedzieć, że zapłata za produkcję eksportową jest ściągana na rynku konsumpcyjnym zasilając część marży brutto ze sprzedanych produktów. Inaczej mówiąc część nadwyżek ze sprzedaży krajowej produktów kompensuje zapłatę za produkcję produktów niekrajowych (eksportowych).

Jeśli eksport rośnie szybko, to na rynek konsumpcyjny trafia coraz więcej pieniądza niepokrytego wzrostem ilości krajowych produktów. Tę nadwyżkę gospodarka może redukować rozmaitymi sposobami, na przykład:

  • zwiększać dostawy z importu,
  • poprawiać produktywność, co umożliwia spowolnienie wzrostu zatrudnienia przy utrzymaniu trendu wzrostu płac,
  • kompensować wzrost eksportu poprzez wzrost zysku przedsiębiorstw z podwyżek cen, co oznacza wygaszanie części nadwyżki przez inflację,
  • obniżać płace realne.

Zauważmy, że z wyjątkiem pierwszego sposobu wszystkie pozostałe mogą pociągać za sobą bolesne koszty społeczne. Trzeba także dodać, że redukowanie nadwyżek dochodów z pracy napływających na rynek konsumpcyjny jest konieczne dla zachowania stabilności gospodarki i dokonuje się zarówno dzięki automatycznym mechanizmom rynkowym, jak i dzięki polityce instytucjonalnej tam, gdzie rynek nie jest skuteczny.

W Europie Niemcy stanowią przypadek państwa, które jakiś czas temu przyjęło politykę napędzania wzrostu gospodarczego wzrostem eksportu netto i jednocześnie politykę pełnego zatrudnienia. Ta pierwsza polityka ogranicza możliwości uzupełniania zaopatrzenia rynku dostawami z importu. Ta druga polityka jest zapewne przyczyną, dla której produktywność na tle innych krajów UE nie wygląda dobrze (ogólnie w UE spada). Pozostają zatem dwie dotkliwe społecznie konsekwencje omawianej strategii wzrostu: inflacja bijąca w konsumentów i obniżanie płac realnych bijące w pracowników najemnych.

Wniki gospodarcze i społeczne gospodarki niemieckiej

Rys. 4. Wyniki gospodarcze i społeczne gospodarki niemieckiej.
Dolny wykres – opracowanie własne Autora na podstawie danych Banku Światowego.

Wykresy na Rys.4 pokazują wyniki społeczne gospodarki niemieckiej towarzyszące omawianej polityce. Dolna część rysunku ukazuje zmiany roczne i obejmuje oba okresy silnego wzrostu eksportu netto oraz początek okresu trzeciego. Pierwszy okres to lata 2000-2002. Widoczny jest wzrost inflacji na początku tego okresu. Z literatury wiemy, że w tamtych latach nastąpiło także pierwsze silne obniżenie płac realnych. Więcej danych mamy na temat okresu drugiego, mianowicie lat 2004-2007, gdyż dysponujemy oficjalnymi danymi kwartalnymi. Widać, że inflacja była utrzymywana w ryzach aż do końca 2006 roku, po czym wzrosła do ok. 3% PKB. W tym czasie nastąpiło silnie spowolnienie płac nominalnych i obniżenie płac realnych. To koszt społeczny wzrostu nadwyżki handlowej z ok. 0,5% PKB w roku 2000 do ok. 7% PKB w roku 2007. Na górnym wykresie nietrudno zaobserwować także koszt społeczny omawianej polityki po kryzysie 2009 roku, obciążający niemieckich pracowników i konsumentów od połowy 2011 roku.

Trzeba dodać, że politykę pełnego zatrudnienia w Niemczech sprzyja także redukcja czasu pracy. Podsumowując można powiedzieć – praca dla wszystkich, ale coraz gorzej płatna. Bieda upowszechniana.

Konkurencyjny znaczy droższy

Wróćmy do kwestii pojmowania konkurencyjności. Pogląd o przewadze konkurencyjnej taniochy zyskuje słabe potwierdzenie w odniesieniu do konkurencyjności międzynarodowej. Co prawda są przykłady okresowych sukcesów gospodarek wygrywających wojnę cenową, między innymi dzięki „taniej wykształconej sile roboczej”. Lecz znacznie więcej jest przykładów pokazujących, że okres sprzedawania taniochy to okres kiepskich wyników gospodarczych i fatalnych wyników społecznych.

Praktycy gospodarczy o długoletnim doświadczeniu zwracają uwagę, że współczesna koncepcja konkurencyjności opartej na taniości produktów i taniości pracy jest niepełna, że wymaga uwzględnienia starej miary – Terms od Trade. Indeks Term of Trade jest tym wyższy, im drożej dany kraj sprzedaje swoje produkty i im taniej kupuje produkty tej samej kategorii. Pomiar Terms of Trade jest trudny, gdyż wymaga zliczania różnic cen kategoria po kategorii. Jednak wyniki przekonują, że prawdziwymi wygranymi w walce konkurencyjnej są ci, którzy sprzedają PRODUKTY DROGIE ALE CHĘTNIE KUPOWANE.

Poszczególne kraje rozwinięte oraz tzw. szybko rozwijające się najlepsze swe lata miały wtedy, gdy sprzedawały drogo, a kupowały tanio. Historyczny rekord indeksu Terms od Trade miała Japonia w swych najlepszych latach 1960-tych, zaraz po niej Tajwan przez 15 lat od połowy lat 1880-tych, dalej Singapur w połowie lat 1980-tych, USA tuż przed okresem „trudnych lat 1970-tych”… W ostatnich latach indeks rośnie w „nowych gospodarkach wschodzących” – brazylijskiej, argentyńskiej, południowokoreańskiej, nigeryjskiej… ostatnio także w polskiej.

Można powiedzieć, że konkurencyjność międzynarodowa jest napędzana atrakcyjnymi produktami, a tylko okresowo, w specyficznych warunkach niskimi płacami. W Niemczech Terms of Trade obniża się, zapewne na skutek forsowania pełnego zatrudnienia, co nie sprzyja utrzymaniu wysokiej reputacji producentów i doskonałej marki produktów.

Szansa dla polskiej gospodarki

Bilans handlowy polskiej gospodarki poprawia się. Wraz z dobrymi wynikami w dziedzinie konkurencyjności polskich produktów daje to szansę napędzania wzrostu gospodarki eksportem bez ponoszenia bolesnych kosztów społecznych takiego wzrostu. Trzeba dbać o atrakcyjność eksportowej produkcji, budować reputację producentów i dobrą markę wyrobów i usług, aby eksportować drogo. Niech eksport będzie napędzany w sposób naturalny, czyli poprawą oferty, a nie forsowany naciskiem politycznym czy instytucjonalnym. Jednocześnie trzeba importować taniej, ale także więcej, aby zapłata za „pracę na eksport” znajdowała pokrycie w towarze. Wówczas konsumentom nie zagrozi inflacja, a pracownikom najemnym nie zagrożą cięcia zatrudnienia i płac realnych z powodu wzrostu eksportu netto.

Powyższe jest tym bardziej istotne, że przed polityką gospodarczą stoją inne poważne problemy do rozwiązania, mianowicie dramatycznie niskie płace, bezrobocie, wydłużony czas pracy i zastój w inwestycjach. Ale to tematy na inną okazję.

By

Halo halo, poseł Szejnfeld?

Halo halo, poseł Szejnfeld? Tu kancelaria Sejmu. Przypominamy że w przyszły wtorek ma Pan płatne godziny u nas od 8:30 do 10:30 oraz od 14:00 do 16:00. Pozostałe godziny z lutego będzie Pan mógł wykorzystać począwszy od kwietnia. Stawka godzinowa bez zmian. Zapłata za luty zostanie Panu przekazana na konto w ostatnim roboczym dniu miesiąca. Następna zapłata prawdopodobnie w kwietniu. Read More

By

Niekompletna polityka gospodarcza

Wyraźny wzrost zamożności przedsiębiorstw w ubiegłym roku dokonał się dzięki podwyżce podatku VAT oraz obniżeniu kursu złotego. Jednakże ten wzrost nie został w pełni wykorzystany, co oznacza, że nasza polityka społeczno-gospodarcza nie panuje nad przepływem strumieni pieniędzy. Read More