Kwintesencja

Gospodarka bez mitów, ekonomia od podstaw

By

Teoria ekonomiczna w kryzysie

Gdy wybuchał obecny kryzys na rynkach finansowych, część komentatorów ogłaszała upadek nauk ekonomicznych, ponieważ przebieg zdarzeń nie „pasował” do żadnej teorii. Wkrótce krytyka przeniosła się do pracowni uczonych i jest już niemedialna, bo nader wielowątkowa i niełatwa w odbiorze. Dzisiaj postaram się przedstawić kilka jej wątków, w wydaniu popularnym.

Fundamentalne założenie o racjonalności decyzji podejmowanych przez podmioty na rynku było już podważane niejednokrotnie. Autor pierwszej ważniej poprawki, mianowicie teorii ograniczonej racjonalności, dostał nawet nagrodę Nobla. Lecz dzisiaj krytycy dostrzegli, że ŻADNA wersja i żadna poprawka do tego założenia nie jest zgodna z empirią. Pora się pożegnać z iluzją, a także z wieloma jej konsekwencjami.

Na przykład niepewny los czeka teraz całą maszynerię obliczeniową formuł zawierających w sposób jawny bądź ukryty pojęcie użyteczności. Być może ekonomiści po drodze zorientują się, że regułą działania tylko nielicznych przedsiębiorstw na świecie jest maksymalizacja zysku…

Przychodzi czas na krytykę teorii bardziej szczegółowych. Oto kwestionowana jest teoria produkcji i kosztów. Obie jej części, bo zauważono wreszcie, że nie da się utrzymać założeń idealizacyjnych o jednorodności produktu, gdy w rzeczywistości każda firma „produkuje” całą wiązkę wartości społeczno-ekonomicznych, a koszty są kategorią umowną…

Podczas gdy główny nurt ekonomii neoklasycznej rozpada się jak domek z kart, uwaga ekonomistów zwraca się na obszary pograniczne i te poza owym nurtem. Odkrycia bywają zaskakujące, ale cenne, bo stwarzają szansę na wyjaśnienie współczesnych niezrozumiałych zjawisk. Przykładem jest dość egzotyczne dotąd ujęcie instytucjonalne. Okazuje się, że aktywność instytucji i powiązania między nimi lepiej wyjaśniają dynamikę machinacji na rynkach finansowych, czy pauperyzację krajów rozwijających się itp., niż ideologiczne w istocie założenie o regulacyjnej roli tzw. wolnego rynku. Niby oczywiste, ale dotąd niedostrzegane przez teorię.

Spodziewam się, że w nadchodzących latach wolny rynek zostanie wreszcie zdefiniowany jak należy – jako teren aktywności podmiotów, z których każdy jest zainteresowany, aby wolnego rynku nie było. Przynajmniej dla niego. Taką definicję stosunkowo łatwo będzie zapisać w postaci formuły nadającej się do weryfikacji empirycznej. Przypuszczam, że wówczas tzw. wolna konkurencja objawi się jako zaledwie jeden z efemerycznych i lokalnie działających mechanizmów przeciwdziałających podstawowym tendencjom do monopolizacji rynków i zawłaszczania sfery publicznej przez instytucje, zwłaszcza korporacje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *